Prawie zawsze, gdy przez media przetoczy się szokująca, a wynikająca ze statystyk Biblioteki Narodowej informacja, że Polacy prawie nie czytają książek, podnosi się ten sam argument: książki są drogie.
Ciężko się z nim nie zgodzić, biorąc pod uwagę, że cena jednej książki bywa równa miesięcznemu abonamentowi za internetowe łącze lub cyfrową telewizję. Przeciętny Kowalski, nastawiony na oszczędność, a czasem do niej zmuszony, staje przed wyborem, na którą z powyższych rozrywek wydać swoje pieniądze. I wybór ów bywa oczywisty: na tę, która oferuje nieograniczony, wygodny i natychmiastowy dostęp do swoich bogatych zasobów. Czyli na telewizję/internet.
Oczywiście nie tylko stosunkowo wysoka cena książek jest powodem, dla którego coraz rzadziej po nie sięgamy. Lektura książki to rozrywka wymagająca: czasu, skupienia… a tego nam tak często brakuje. Przyzwyczajeni i rozpieszczeni wygodą internetu w smartfonach, często wertowaniem go zastępujemy dawny nawyk sięgania po książkę. Dla tych jednak osób, które twardo obstają przy argumencie ceny, istnieje wiele rozwiązań.
Najbardziej tradycyjnym i prostym są bliblioteki, a tuż za nimi – antykwariaty. Od wielu już lat kwitnie handel na sieciowych portalach aukcyjnych, gdzie również znaleźć można tańsze od nowych, używane książki.
Z drugiej strony, czasem problematyczne bywają dla nas książki, które… już posiadamy. Wielu bibliofilów tworzy w swoich mieszkaniach imponujące księgozbiory i z dumą dostawia do nich każdą kolejną zakupioną i przeczytaną przez siebie książkę, nie wyobrażając sobie pozbycia się jej. Ale cóż, nie wszyscy.
Ile razy zdarzyło ci się kupić książkę, bo natrafiłeś na polecające ją recenzje, słyszałeś wiele dobrego o autorze, zachęciła cię okładka, opis na niej lub sam tytuł. Po czym – ledwo przez nią przebrnąłeś, gdyż okazało się, że zupełnie nie trafiła w twój gust. Odkładasz ją zatem na półkę niekoniecznie z dumą, a czasem wręcz z żalem, że wydałeś na nią swoje pieniądze. Wcale nie lubisz zatrzymywać na niej wzroku i najchętniej oddałbyś ją do sklepu, co oczywiście nie jest już możliwe.
A może w twoim pokoju urządzonym w stylu minimalistycznym jest miejsce tylko na twoje ulubione książki, ważne dla ciebie tytuły. Pozostałe, nabyte przez lata lektury, choć czytało ci się je całkiem przyjemnie, zalegają obecnie gdzieś w mieszkaniu, spakowane w pudło.
Od jakiegoś czasu istnieje nowoczesne rozwiązanie obydwu książkowych “kłopotów”, zarówno tego, skąd wziąć tanie książki, jak i tego, co zrobić z tymi, których już nie chcemy. Rozwiązaniem tym jest strona skupszop.pl .
Jest to coś w rodzaju internetowego antykwariatu. Nie ma może uroku tradycyjnych przykurzonych sklepików z książkami z drugiej ręki, ale za to oferuje wygodę.
Na wspomnianej stronie książki można zarówno kupić, jak i sprzedać. Ceny książek dostępnych w ofercie sklepu są atrakcyjne, a warto zaznaczyć, że nie zawsze są to książki używane. Zresztą – czyż nie najważniejsza jest treść?
Największą korzyścią dla osób korzystających z portalu skupszop w charakterze kupujących, jest chyba dostępność bardzo wielu tytułów w jednym miejscu, co pozwala zaoszczędzić na przesyłce. Korzyść dla osób chcących sprzedać książki jest oczywista – za niepotrzebne, zalegające w domu publikacje otrzymujemy pieniądze. Jeśli tylko łączna cena książek, które zamierzamy sprzedać przekroczy 15 zł, wówczas kurier odbierze je od nas za darmo w umówionym dniu.
Aby sprzedać książkę do internetowego skupu, trzeba wpisać jej numer ISBN, który znajduje się na tylnej okładce, pod kodem kreskowym. Skupowane są książki wydane po 2005 roku. System działa szybko i sprawnie, przez cały czas informując użytkownika o postępie prac nad realizacją umowy.
Jeśli chodzi o mnie – lubię książki, ale… no właśnie, są drogie ;). Obecnie najczęściej sięgam po pozycje dotyczące jednej, ścisłej, interesującej mnie tematyki i pod tym jednym względem jestem ewidentnym bibliofilem. Literaturę górską kupuję, czytam, gromadzę, z dumą ustawiam na półce i chętnie pożyczam znajomym (zawsze, ale to zawsze pamiętając, u kogo jest aktualnie moje górskie czytadło). Co do innych lektur jednak… owszem, uwielbiam czasem przynieść z księgarni pachnącą jeszcze drukiem tajemniczą powieść, ale jest to przyjemność, na którą rzadko sobie pozwalam. Zwłaszcza, że zawiodłam się parę razy i doczytywałam opowieść bez zaciekawienia. Do tego dochodzi moje życie na walizkach (bardziej na plecakach, bo walizek akurat nie posiadam). Gdy przyszło mi w ciągu roku 3 razy się przeprowadzić, zdecydowałam, że absolutnie muszę ograniczyć ilość posiadanych rzeczy. Po nienoszonych od kilku sezonów ciuchach, na odstrzał poszły książki wędrujące po pudłach. Postanowiłam dać im szansę na drugie życie, u nowych czytelników, którzy być może docenią je bardziej niż ja. A sama zasiliłam swoje oszczędności o drobną kwotę. I wszyscy zadowoleni. 😉
Bo tak w ogóle, to warto czytać! Dlaczego? O tym pisałam tydzień temu.